
16 lut Na Winklu – restauracja w kawiarnianym klimacie
Tłusty czwartek. Dla jednych dzień ten rozpoczyna ostatni tydzień karnawału, dla innych oznacza góry pączków, portale społecznościowe zdominowane są przez lawinę zdjęć słodkości, najczęściej z załączonym jakże słynnym sloganem „pójdzie w cycki”, a poranne wydania wiadomości lokalnych zawsze zawiera krótki i często taki sam reportaż o tym jak pączki się smaży. Na Wikipedii już w drugim zdaniu czytamy, że „w Polsce oraz w katolickiej części Niemiec, wedle tradycji, w tym dniu dozwolone jest objadanie się”. Nie od dziś także wiadomo, że nie samymi pączkami człowiek żyje!
Tegoroczny tłusty czwartek zbiegł się z wydarzeniem, równie ciekawym, jednak stanowczo nie tak medialnym – a szkoda! Otóż w jednym z urokliwych śródeckich zaułków otwarta została nowa restauracja Na Winklu. Wybraliśmy się tam jako jedni z pierwszych klientów, aby skosztować dań kuchni polskiej. Skosztować to też takie PR’owe zdanie, objadać się jak na tłusty czwartek przystało! Restauracja mieści się w lokalu niegdyś zajmowanym przez Chichot Cafe pod adresem Śródka 1.
Na wstępie mieliśmy szczęście porozmawiać z przesympatyczną właścicielką – Gosią. Posiadanie własnej restauracji od zawsze było jej wielkim marzeniem. Mimo, że obecnie zajmuje się głównie zarządzaniem miejscem, wciąż wkłada wiele serca w przygotowanie potraw i nie porzuciła pasji jaką jest gotowanie – sama tworzy pyszny żurek! Na Winklu jest poniekąd rodzinnym przedsięwzięciem, a to bardzo pozytywnie wpływa na atmosferę restauracji.
Przekraczając próg odnieśliśmy wrażenie, że znajdujemy się w modnej kawiarni, a nie lokalu z kuchnią polską. Pierwszym skojarzeniem ze słowem pierogarnia są sosnowe meble i stoły nakryte kraciastą ceratą. Natomiast na Śródce dominują stonowane kolory, wygodne meble oraz siedzenie w oknach. Jest bardzo przytulnie, uroku dodają klinkierowe ściany, czarny sufit i oświetlenie o mocno pomarańczowej barwie, co sprawia, że najedzeni do syta goście najpewniej sięgną po deser, bo przecież kto nie marzy o chwili spokoju w centrum poznańskiego zgiełku?
Na początek na stoliku pojawił się chleb i miseczka smalcu. Bardzo polski element, równie popularny (chleb podają również w opisywanej przez nas kiedyś Wieniawskiego 5). Tutaj jednak zamiast smakowych maseł, smalec, który kroku im nie ustępuje. Mimo, że nie jestem fanką to odważyłam sięspróbować i nie żałuję, bardzo mi smakowało!
” Zgłodniałych oblężeńców pod nieprzyjacielem
Naszym żurem, a ruskim obżywił kisielem”
Tak o żurku pisał W.Potocki w XVII wieku. Już wtedy danie to było wielbione za smak oraz możliwość wykarmiania całej armii jedną zupą. Taki również jest żurek „Na Winklu”. Sycący, delikatnie kwaskowaty, z wkładką w przyzwoitej ilości. Są jajka, jest biała kiełbasa, jest dokładnie tak jak robiony przez babcię. My zamówliśmy jedną zupę (w sumie to jeden żur!) na dwoje, ponieważ Kuba od dziecka stara się pobić rekord zjedzonych pierogów, a jak wiadomo na to trzeba miejsca.
Inne marzenie należy do jednego z Asi kolegów, który powiedział kiedyś, że jego największym jedzeniowym pragnieniem jest zjedzenie schabowego wielkości talerza. Według obsługi jedząc schaboszczak z pyrami i kapuchą macie szansę takowe zrealizować. My jednak pozostaliśmy wierni pierogom. Z uwagi na dość duży ich wybór – 2 rodzaje w przeróżnych smakach, trochę nie mogliśmy się zdecydować, więc postawiliśmy na klasyk – dużą porcję ruskich z wody (ze skwarkami i śmietaną oczywiście!), kilka z kurkami, a także pieczone ze szpinakiem i serem. W kwestii pierogów mamy oboje wysoko postawioną poprzeczkę, bo wciąż pamiętamy smak tych robionych przez nasze babcie, latem ze świeżymi owocami, zimą z kapustą i suszonymi grzybami. Smak nadzienia to jedno, ale przede wszystkim cały sekret tkwi w cieście. Musi być cieniutkie i miękkie. Jeśli też tak sądzicie, te pierogi na pewno was nie zawiodą. Miejcie również na uwadze fakt, że są to pierogi domowe, ręcznie robione, a co za tym idzie są solidnych rozmiarów! Jedyne potknięcie tkwi w tym, że sosy są dodatkowo płatne. I wcale nie chodzi tu o cenę, tylko wydaje nam się, że z roztargnienia można zapomnieć ich zamówić, a jednak jedząc ruskie podane bez chrupiących skwarków czy śmietany sporo byśmy stracili.
Warto wspomnieć, że talerz pierogów zdecydowanie nie nadwyręży nawet studenckiego budżetu. Ceny wahają się pomiędzy 13 a 22zł za porcję. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli nie podołacie – obsługa spakuje wam je na wynos!
Podsumowując, polecamy to miejsce wszystkim tęskniącym za tradycyjnymi, domowymi obiadami i każdemu z naszych 500 fanów z osobna (Wielkie Dzięki!). Przy okazji spaceru do Katedry i Bramy Poznania warto zahaczyć o „Na Winklu” albo pojechać tam, a spacer zaliczyć w ramach trawienia! Knajpka jest świetną alternatywą dla pierogarni w centrum. Nie zabraknie tam tradycyjnego jedzenia i przysłowiowej, polskiej gościnności. My na pewno wrócimy -Kuba rekordu nie pobił, a miejsce bardzo przypadło nam do gustu, a jest przecież tuż, zaraz, Na Winku!
16.02.2016
„Na Winklu” wciąż jest jednym z naszych ulubionych miejsc w Poznaniu. Wracamy tam bardzo często i zabieramy ze sobą znajomych zza granicy, żeby wspólnie spróbować przysmaki kuchni polskiej
No Comments