IMG_1184

Papierówka – badamy mit kropek na talerzu

Słowem wstępu, wpis ten jest pierwszym postem, który kiedykolwiek napisałem. W poniedziałkowe popołudnie wybraliśmy się ze znajomymi do osławionej już Papierówki. Miejsce jest mi dobrze znane, gdyż jestem stałym klientem od samego otwarcia restauracji. Z uwagi na wykonywaną przeze mnie pracę poniekąd zmuszony jestem do codziennego jedzenia na mieście, a do Papierówki mam najbliżej.

 

Restauracja jest położona w samym centrum Poznania, pomiędzy ulicami Zieloną i Długą. Tak, tak tuż zaraz przy tym parku, gdzie poznańscy kloszardzi sączą piwo w upalne dni, a matki wyprowadzają dzieci na spacer w centrum – swoją drogą ten park to jedna z ładniejszych inwestycji tego miasta.

 

image1

Pierwsze co rzuca się w oczy to wystrój i szeroki uśmiech jakże ładnych kelnerek. Jest czysto, przytulnie, a nawet designersko. Widać, że wnętrze urządzono z głową i pomysłem. Trochę jakby Szwedzi wraz z ich jasnym drewnem i minimalizmem zaprojektowali sklep Apple. Widać również, że właściciele wychodzą na przeciw oczekiwaniom klientów – początkowo był problem z miejscem, teraz dosztukowana została dobudówka, która znacząco zwiększa jego ilość. Fajnym pomysłem jest otwarta kuchnia, widać co i jak powstaje, a nawet można sobie czasem uciąć kilka zdań z szefem kuchni. Jednak powodem, dla którego to miejsce należy odwiedzić przez duże O nie są ani kelnerki ani wystrój, a jedzenie, które oprócz kilku stałych pozycji codziennie pochodzi z innego, specjalnie na ten dzień przygotowanego, menu. Nie wiesz co dzisiaj będzie? Nic prostszego, wskakuj na fanpage Papierówki na Facebooku i zobacz co jest w menu. Jest dobrze przemyślane i każdy zawsze znajdzie coś dla siebie, nawet ci którzy są vege.

 

image2

 

Tego dnia zdecydowaliśmy się na barszcz (10zł), zupę pieczarkową z kluseczkami (12zł), kaczkę w sosie porzeczkowym (30zł), kurczaka w ziarnach (23zł) oraz karkówkę w pikantnym curry (28zł). Wszystko podane w sposób nie tyle estetyczny, co wręcz dekoratorski: pięknie poukładane, dopieszczone do ostatniego detalu. Aż szkoda było zaczynać, żeby nie zepsuć takiego widoku!

 

image3

Barszcz podano z kulką ziemniaków puree oraz skwarkami. Jak każdy mężczyzna żyję zgodnie z zasadą ‚jest w tym bekon? wiesz że będzie dobre’. Nie zawiodłem się. Całość współgrała razem lepiej niż mechanizm szwajcarskiego zegarka. Zupa idealnie doprawiona, puree rozpływało się w ustach, a skwarki sprawiały, że czułem się lepiej niż kiedy wygrałem książkę na loterii w podstawówce. Mistrzostwo. Pieczarkowa również nie zawiodła. Bardzo lekka, pełna mięciutkich kawałków grzybów, dobrze doprawiona, z nutką ostrości, która zostaje w smaku jeszcze przez chwilę po przełknięciu. Niebo w gębie.

 

image4

 

Kaczka, która stanowi specjalność restauracji i jest jedną ze stałych pozycji w menu miała idealną konsystencję, była miękka i soczysta. Warto zwrócić uwagę na sposób podania ziemniaków – pieczone, wraz z jabłkami zawinięte w ciasto filo. Danie dopełniały buraczki pokrojone w kostkę i porzeczkowy sos. Niby klasyczna sprawa, ale kaczka podawana w Papierówce to coś innego – stanowczo wartego spróbowania, nawet przez tych, którzy myślą, że o kaczkach wiedzą już wszystko. Jedynym minusem było podanie jej w głębokim talerzu o szerokim rancie – w trakcie jedzenia wszystko jest już razem wymieszane, nie można wcinać jej po kolei.

 

image5

 

Mówi się, że kurczaka nie da się nie zepsuć. Natomiast przygotowanie go w taki sposób, żeby twarda panierka z ziaren odkrywała naprawdę mięciutkie mięso to majstersztyk. Osobiście nie jestem fanem ziaren ani orzechów i nigdy chyba nie zrozumiem po co ktoś mógłby zadawać sobie tyle trudu, żeby przez godzinę wygrzebywać kawałki słonecznika z kwiatu na plaży, ale tutaj naprawdę zostałem pozytywnie zaskoczony.

 

image6

 

Karkówka była smaczna, ale zamówione przez nas mięso w pikantnym curry niestety okazało się mało pikantne, na pewno za mało, żeby umieszczać to w nazwie. Danie znowu bardzo ładnie podane – wraz z warzywami i soczewicą, których smaki świetnie się komponowały.

 

Całości dopełniał kompot robiony na bazie między innymi papierówek – nazwa restauracji zobowiązuje. Osobiście jestem wielkim fanem kompotów, tych prawdziwych do jedzenia i tych udawanych do picia. Ten miał w sobie trochę z każdego, dużo soku, ale było co wyjadać pod koniec.

 

Ostatnim punktem są ceny, które od otwarcia poszybowały nieco w górę, ale na takie miejsce, wykonanie i podanie ciągle wydają się atrakcyjnie. Z mojej strony polecam zamówienie dwóch dań. Kilka razy miałem odczucie, że jeszcze coś bym wszamał podczas zamawiania pojedynczego dania. Przy dwóch taki problem nie występuje. Dla słodziaków również dobra informacja – restauracja ma również desery, z których podobno na największą uwagę zasługuje ich tarta. Jeszcze nie próbowałem, ale słyszałem nic tylko wyrazy zachwytu!

 

Podsumowując: tym, którzy nie byli gorąco polecam, tym którzy byli zapraszam ponownie, bo ciągle jest pysznie! Dajcie znać jakie są wasze opinie oraz czy komuś udało się rozszyfrować znaczenie tych enigmatycznych kropek na talerzach. Osobiście byłem zbyt zajęty delektowaniem się jedzeniem żeby o tym myśleć!

Kuba
2 Comments
  • aleksandra
    Posted at 21:12h, 07 stycznia Odpowiedz

    świetny post, bardzo dużo dokladnych informacji! nie moge sie doczekac kolejnych recenzji :)

  • Jola
    Posted at 16:47h, 27 stycznia Odpowiedz

    a ja niestety zawiodłam się na Papierówce :( Zamówiona przeze mnie tarta ze szpinakiem dłuuuugo pozostawiała niesmak w ustach:( Mój partner jadł kaczkę,które również nie podbiła Jego serca jakoś specjalnie. Pierwszy raz, kiedy byliśmy w Papierówce jedliśmy śniadanie-to było pyszne i pieknie podane, natomiast z obiadem jakoś nie trafiliśmy dobrze-ale może kucharz miał gorszy dzień, który każdemu może się przytrafić :) Muszę koniecznie dodać,że panie kelnerki są przesympatyczne i zawsze uśmiechnięte.

Post A Comment