05 maj Gdzie zjedliśmy w kwietniu? Podsumowanie miesiąca
To już drugi wpis z cyklu “Podsumowanie miesiąca”. W tych postach piszemy o tym co nas w danym miesiącu zachwyciło lub rozczarowało. To trochę pełniejszy obraz tego, co publikujemy na co dzień na Instastory. Kwiecień minął nam bardzo szybko, nie mieliśmy zbyt wiele okazji do jedzenia na mieście, bo byliśmy pochłonięci przygotowaniami do remontu i planowaniem majówki.
4 kwietnia wystartowała wiosenna edycja festiwalu kulinarnego
Restaurant Week, której hasło przewodnie brzmiało
„Szanuj jedzenie”. W
Papevero jedliśmy już wiele razy i bardzo lubimy to miejsce. Mam tam nawet już swoje ulubione dania (sałatka z polędwicą wołową i oscypkiem oraz ravioli z udźcem sarnim to moje MUST EAT)! Postanowiłam odwiedzić ich także w czasie Restaurant Weeku. Lubię tą formułę i uczestniczę w niemal każdej edycji. Jeśli jeszcze ktoś z Was nie słyszał o festiwalu to postaram się w kilku zdaniach powiedzieć na czym on polega. W ramach Restaurant Week najlepsze restauracje tworzą popisowe trzydaniowe menu w cenie 49 zł. Warunkiem, aby załapać się na tą okazję jest wcześniejsza rezerwacja na stronie internetowej. Dodatkowo podczas tej edycji każdy gość dostawał gratis drink na bazie
Martini Fiero, prezent od sponsora festiwalu! Tym razem wybrałam się na kolację z moją mamą i siostrą.

Ucztę w Papavero rozpoczęłyśmy przystawką – delikatnym i rozgrzewającym kremem selerowo-pietruszkowym. Bardzo ucieszyło mnie to, że w festiwalowym menu w wersji mięsnej znalazło się danie, z którego słynie Papavero, czyli kaczka z modrą kapustą i pyzami. Mimo, że to klasyk kuchni wielkopolskiej, moim zdaniem ciężko znaleźć równie dobre wykonanie w innych poznańskich miejscach. Danie byłoby jeszcze lepsze, gdyby do pyz było minimalnie więcej sosu. Na deser zjadłyśmy orzeźwiającą pana cottę z wiórkami kokosowymi i kawiorem z limonki. To moja kolejna przygoda z Restaurant Week i kolejny raz jestem zachwycona. Nie mogę się doczekać kolejnej edycji!
24 kwietnia wzięliśmy udział w wyjątkowym kulinarno-towarzyskim spotkaniu organizowanym przez markę Wyborowa, które odbyło się w ramach cyklu spotkań edukacyjnych promujących tradycyjną polską gościnność w nowoczesnym wydaniu. Gospodarzami spotkania byli Pascal Brodnicki i Maciej Starosolski. Obaj niezwykle barwnie opowiadali o tradycjach biesiadowania, a także dzielili się wiedzą i doświadczeniem na temat savoir-vivre. Testowaliśmy wódkę Wyborową w trzech odsłonach: ziemniak, pszenica, żyto, a degustacji alkoholu towarzyszyły przekąski.


Na piątkowy wieczór przy winie i drinkach polecamy
Moją Winę – jak tylko przekroczycie ich próg to poczujecie, że to
miejsce stworzone z miłości do wina i jedzenia. W karcie znajdziecie tapas, a także kilka dań głównych bazujących na owocach morza. My zamówiliśmy oliwki, deskę serów i wędlin oraz kilka krewetek. Jeśli nie macie pomysłu, gdzie zorganizować babski wieczór czy randkę w niezobowiązującym klimacie, Moja Wina doskonale sie do tego nadaje.

Masiso, ul. 3 Maja 48
W naszym mieście trwa boom na kuchnię japońską, miejsca serwujące ramen lub sushi wyrastają na poznańskich ulicach jak grzyby po deszczu, ale wciąż brakuje restauracji, gdzie można zjeść smaczne specjały Chin lub Korei. Parę tygodni temu moja ulubiona restauracja chińska została zamknięta, dlatego poszukaliśmy nowych miejsc. Dzięki poleceniu naszego kolegi Andrzeja, który jest fanem azjatyckich smaków, a w szczególności tych koreańskich i japońskich, trafiliśmy do
Masiso. Masiso to malutkie miejsce z kuchnią koreańską, tuż obok Papavero. Nie będę ukrywać, że przechodzę tą ulicą bardzo często i ani razu go nie zauważyłam. Było to moje
pierwsze starcie z kuchnią koreańską w Polsce. Kiedy mieszkałam w Szanghaju kilkakrotnie miałam okazję jeść korean bbq – ale to miejsce nie ma z tym nic wspólnego.
Na przystawkę zamówiliśmy okonomiyaki. Nazwa ta w dosłownym tłumaczeniu z japońskiego podobno oznacza “smaż, co chcesz”. To danie po raz pierwszy jadłam podczas podróży do Japonii. Mówi się, że to odpowiednik włoskiej pizzy – proste, stosunkowo tanie i szybkie do przygotowania danie, które bazuje na mące, kapuście, jajkach i dodaje się różne dodatki np. warzywa, mięso, rybę, owoce morza, a następnie całość polewa się sosami i posypuje suszoną rybą. Chyba można nazwać to danie hybrydą omleta z hiszpańską tortillą, co sądzicie? W Japonii była to duża atrakcja, bo sami smażyliśmy nasze omlety, siedząc na podłodze wokół stolika z wbudowaną płytą. W Masiso placki smaży kucharz. Koniecznie ich spróbujcie. Poza tym zamówiliśmy jeszcze kimchi. To tradycyjna marynowana kapusta pekińska z chilli, a więc można to danie określić pikantną bombą witaminową. To naturalny priobiotyk.
Na danie główne zamówiłam japchae – przezroczysty makaron z batatów smażony z mięsem wołowym i warzywami. To bardzo sycący stir fry, ale gdybym miała zamówić to danie jeszcze raz to poprosiłabym o wersję bezmięsną – niestety kawałki wołowiny była źle przygotowane i miały gumową konsystencję. Kuba zdecydował się na chyba najbardziej znane danie kuchni koreańskiej – bulgogi. To plastry wołowiny, które najpierw marynuje się w sosie sojowym z dodatkiem czosnku, soli, cukru, oleju sezamowego, cebuli oraz sezamu, a następnie podpieka na grillu. Mięso podawane jest z ryżem i sałatką. Czy to smaki, które zachwycają i rzucają na kolana? Nie wszystkie, ale z pewnością jeszcze tam wrócimy odkrywać kolejne specjały.


Poza wspomnianymi daniami w kwietniu zjedliśmy kilka pysznych ciast w ramach walki z wiosennym przesileniem. W deszczowe weekendy nic nie poprawia tak nastroju jak
ciacho i aromatyczna kawa. Wpadliśmy na boski sernik i brownie do
Piece of Cake na Wzgórzu Św. Wojciecha. To urocza kawiarnia pełna roślin. Kolejne miejsce, które bardzo lubię to
Dziewczyny i Słodycze. Tym razem zjedliśmy po kawałku tortu z malinami. To miejsce słynie nie tylko z fenomenalnych wypieków, ale także z przytulnych, „instagramowych” wnętrz.

Jedliście coś pysznego? Podzielcie się z nami adresem. Czekamy na Wasze rekomendacje!
No Comments